Zbliżający się Dzień Wszystkich Świętych to czas zadumy, wspomnień i porządkowania grobów naszych najbliższych. Tysiące Polaków w najbliższych dniach odwiedzi cmentarze, zapalając znicze i składając kwiaty, ale dla niektórych ta wizyta może zamienić się w prawdziwy dramat. Na nagrobkach w całej Polsce pojawiają się bowiem niepozorne karteczki, które są zwiastunem czegoś ostatecznego, czego nikt nie chciałby doświadczyć.
To cichy alarm, który zwiastuje możliwą likwidację mogiły i przeniesienie szczątków w zupełnie inne miejsce, gdzie pamięć o zmarłym zaciera się na zawsze. Zanim będzie za późno, sprawdź, co musisz wiedzieć, aby uchronić miejsce spoczynku swoich przodków przed bezduszną, biurokratyczną machiną. Ta wiedza może okazać się bezcenna!
Niepozorna karteczka zwiastunem cmentarnego dramatu
Wyobraź sobie tę scenę. Jesienne słońce przebija się przez korony drzew, na cmentarzu panuje atmosfera zadumy i spokoju. Przychodzisz na grób babci, dziadka czy rodziców, aby posprzątać, zapalić znicz i w ciszy powspominać. Nagle Twój wzrok przykuwa coś, co kompletnie nie pasuje do tego miejsca – biała, zalaminowana karteczka, przyklejona taśmą do pomnika. To nie jest liścik od krewnego ani zapomniana modlitwa. To chłodne, urzędowe pismo, które mrozi krew w żyłach.
To właśnie taki widok zastaje coraz więcej osób odwiedzających nekropolie w całej Polsce, od Gdańska po Kraków. Ta mała kartka to oficjalne zawiadomienie od administracji cmentarza, które w grzeczny, lecz stanowczy sposób informuje o nieuregulowanej opłacie za miejsce. Dla wielu jest to pierwszy sygnał, że nad grobem ich bliskich zawisły czarne chmury. W jednej chwili spokój i zaduma ustępują miejsca szokowi, niedowierzaniu i panice, bo za tym prostym komunikatem kryje się realna groźba – likwidacja mogiły.
Problem jest znacznie poważniejszy, niż mogłoby się wydawać. To nie są pojedyncze przypadki, ale zjawisko na masową skalę. W samym Szczecinie na czterech cmentarzach pojawiło się aż 400 takich naklejek, a w ubiegłym roku w Krakowie było ich ponad 200. Te liczby pokazują, że fala urzędowych zawiadomień przetacza się przez cały kraj, a tysiące grobów, o które być może nikt już regularnie nie dba, są zagrożone zniknięciem z cmentarnej mapy. To cichy dramat, który rozgrywa się tuż obok nas, a jego finał może być wyjątkowo bolesny.
Jak grób Twoich bliskich może zniknąć z dnia na dzień?
Wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że miejsce na cmentarzu nie jest dane raz na zawsze. Zgodnie z prawem, opłatę za grób ziemny wnosi się najczęściej na okres 20 lat. To pozornie długi czas, jednak w perspektywie życia i kolejnych pokoleń mija on niepostrzeżenie. Często osoba, która dokonywała pierwotnej opłaty, sama już nie żyje, a młodsze pokolenie nie ma pojęcia o terminach i formalnościach. W ten sposób nad wieloma mogiłami zaczyna tykać niewidzialna bomba zegarowa.
Po upływie 20 lat administracja cmentarza ma prawo ponownie wykorzystać dane miejsce. Oczywiście, nikt nie robi tego z dnia na dzień. W większości miast zarządcy cmentarzy starają się dotrzeć do rodziny – wieszają wspomniane kartki, zamieszczają ogłoszenia w prasie czy internecie, a czasem nawet wysyłają listy na ostatni znany adres opiekuna grobu. Jednak, jak przyznają sami urzędnicy, ostateczna odpowiedzialność spoczywa na rodzinie. Jeśli nikt nie zareaguje, machina rusza, a proces likwidacji staje się nieunikniony, nawet jeśli grób jest zadbany i regularnie odwiedzany.
Najbardziej wstrząsający jest jednak finał tego procesu. Co dzieje się ze szczątkami, gdy grób zostaje zlikwidowany? Zgodnie z procedurami, są one ekshumowane i przenoszone do tzw. ossuarium, czyli zbiorowej mogiły na terenie cmentarza. To miejsce, gdzie indywidualna pamięć o zmarłym zostaje zatarta. Szczątki trafiają do wspólnego grobu, często bezimiennie, a pomnik i wszelkie ślady po poprzednim pochówku znikają na zawsze, robiąc miejsce dla kogoś innego. To ostateczna i nieodwracalna utrata pamiątki po bliskiej osobie.
Mapa wstydu czy konieczność? Tak to wygląda w największych miastach
Sytuacja w poszczególnych miastach Polski jest zróżnicowana, ale wszędzie problem narasta. W Warszawie, na jednym z największych cmentarzy w Europie, Cmentarzu Północnym, rzecznik Zarządu Cmentarzy Komunalnych uspokaja, że nieopłacony grób nie jest likwidowany od razu. Jak mówi Bartosz Jasiński, mają bardzo dużo nieopłaconych grobów, ale „na razie nie ma też potrzeb wykorzystywania”. To „na razie” brzmi jednak złowieszczo, bo presja na nowe miejsca pochówku w stolicy jest ogromna i to tylko kwestia czasu, kiedy zarządcy zaczną sięgać po „zamrożone” parcele.
Zupełnie inaczej wygląda to w Krakowie czy Szczecinie, gdzie działania są prowadzone na szeroką skalę. Tylko w tym roku na krakowskim cmentarzu na Prądniku Czerwonym pojawiło się 111 kartek, a na Podgórzu około 100. W Szczecinie liczba ta sięgnęła 400. Paulina Łątka z tamtejszego Urzędu Miasta mówi wprost, że na Cmentarzu Centralnym nieopłacone groby „są wyszukiwane na bieżąco, na potrzeby kolejnych pochówków”. To pokazuje, jak wielka jest presja i że sentymenty muszą ustąpić miejsca pragmatyzmowi i brakowi wolnych miejsc.
Szczególnie do myślenia dają słowa dyrektor Zarządu Cmentarzy Komunalnych we Wrocławiu, Anny Ciesłowskiej. Przyznaje ona, że choć starają się czekać nawet do trzech lat po upływie terminu opłaty, to „teoretycznie grób możemy wykorzystać z dnia na dzień”. Ta jedna fraza – „z dnia na dzień” – pokazuje, jak krucha jest pewność co do nienaruszalności miejsca spoczynku bliskich. Wszystko zależy od wewnętrznych regulacji, potrzeb cmentarza i decyzji urzędnika, a rodzina może pewnego dnia po prostu zastać puste miejsce tam, gdzie przez lata stał znajomy pomnik.