Niewinna atmosfera świąt, zapach grzanego wina i tysiące ludzi – a w tle plan, który mógł zamienić radość w koszmar.
Ta historia brzmi jak scenariusz thrillera, ale wydarzyła się naprawdę i to w Polsce.
19-letni student, który miał dopiero wchodzić w dorosłość, znalazł się w centrum śledztwa o przygotowanie zamachu terrorystycznego.
Im więcej wychodzi na jaw, tym więcej pytań rodzi ta sprawa – jak to możliwe, że nikt niczego nie zauważył?
Czy za spokojną twarzą studenta krył się ktoś zupełnie inny?
Czytaj dalej, bo te szczegóły naprawdę mrożą krew w żyłach.
Akcja służb w ostatniej chwili. Kulisy zatrzymania, o którym mówi cała Polska
Funkcjonariusze Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego przeprowadzili akcję, która – jak podkreślają nieoficjalnie źródła – mogła zapobiec jednej z największych tragedii ostatnich lat. Zatrzymanie 19-latka miało miejsce pod koniec listopada i objęło teren aż dwóch województw. Wszystko odbywało się w pełnej tajemnicy, bez rozgłosu i kamer, by nie wywoływać paniki.
Zatrzymany student nie był osobą wcześniej znaną służbom jako agresywna czy niestabilna. Wręcz przeciwnie – jego profil zupełnie nie pasował do stereotypowego obrazu potencjalnego terrorysty. To właśnie ta sprzeczność sprawiła, że sprawa od początku była traktowana z najwyższą ostrożnością.
Śledczy mieli jednak konkretne powody do działania. Zebrane materiały, analiza aktywności w sieci oraz zabezpieczone nośniki danych wskazywały, że nie były to niewinne zainteresowania. Jak twierdzą osoby związane z dochodzeniem, czas odegrał tu kluczową rolę.
Student KUL-u pod lupą. Kim naprawdę jest Mateusz W.?
Mateusz W. był studentem Katolicki Uniwersytet Lubelski, jednej z najbardziej rozpoznawalnych uczelni w kraju. Dla wielu osób już sam ten fakt był szokiem. Katolicka uczelnia, konserwatywne środowisko i młody chłopak z pozornie poukładanym życiem – to nie brzmi jak przepis na dramat.
Znajomi wspominają go jako cichego, raczej wycofanego chłopaka. Nie rzucał się w oczy, nie prowokował, nie wzbudzał podejrzeń. Nic nie wskazywało na to, że w jego głowie rodzą się tak ekstremalne pomysły.
Rodzina Mateusza W. również nie dawała żadnych sygnałów ostrzegawczych. Wychowany w bardzo katolickim domu, z rodzicami praktykującymi wiarę, wydawał się iść prostą drogą. Tym bardziej zaskakujące okazało się to, co śledczy odkryli później.
Fascynacja, która wymknęła się spod kontroli
Według ustaleń służb młody student stopniowo popadał w coraz głębszą fascynację islamem i ideologią terrorystyczną. Nie chodziło jedynie o ciekawość religijną czy akademickie zainteresowanie. Analizowane treści wskazywały na coś znacznie poważniejszego.
Mateusz W. miał intensywnie poszukiwać informacji na temat samodzielnego wytwarzania materiałów wybuchowych. Zgłębiał instrukcje, schematy i poradniki, które w rękach niewłaściwej osoby mogą stać się śmiertelnie niebezpieczne. To właśnie ten etap wzbudził największy niepokój funkcjonariuszy.
Co więcej, śledczy ustalili, że nie zamierzał działać w pojedynkę. Jego celem było nawiązanie kontaktu z Państwo Islamskie, by uzyskać wsparcie i potwierdzenie swojej drogi. Taki krok jasno wskazywał, że nie są to luźne fantazje, lecz realne przygotowania.
Jarmark bożonarodzeniowy jako cel. Symbol, który miał wstrząsnąć ludźmi
Wybór celu nie był przypadkowy. Jarmarki bożonarodzeniowe to miejsca pełne rodzin, dzieci i turystów. Tłumy, świąteczna atmosfera i poczucie bezpieczeństwa – wszystko to sprawia, że są one szczególnie wrażliwym punktem.
Planowany atak miał nie tylko spowodować ofiary, ale przede wszystkim wywołać strach i chaos. Śledczy podkreślają, że chodziło o symboliczny cios w poczucie normalności i spokoju. To dokładnie ten sam schemat, który znamy z zagranicznych zamachów.
Lokalizacja jarmarku nie została ujawniona do dziś. Decyzja ta miała na celu ochronę mieszkańców i uniknięcie niepotrzebnej paniki. Wiadomo jednak, że przygotowania były na zaawansowanym etapie, co dodatkowo podnosi wagę całej sprawy
Oficjalne komunikaty i słowa, które nie pozostawiają złudzeń
O szczegółach sprawy poinformował Jacek Dobrzyński, rzecznik ministra koordynatora do spraw służb specjalnych. Jego wypowiedzi były rzeczowe, ale nie pozostawiały wątpliwości co do powagi sytuacji. Podkreślił, że działania ABW zapobiegły realnemu zagrożeniu.
Dobrzyński zaznaczył również, że w sprawie nie ma żadnych wątków rosyjskich ani zewnętrznych prowokacji. Wszystko wskazuje na indywidualną radykalizację młodego człowieka i jego osobistą fascynację terroryzmem. To ważna informacja, która zmienia kontekst całej historii.
Student usłyszał zarzut dotyczący przygotowań do zamachu, który mógł doprowadzić do śmierci lub ciężkich obrażeń wielu osób. Decyzją sądu trafił do aresztu tymczasowego na trzy miesiące, a śledztwo wciąż się rozwija.
Rodzina, wiara i szok. Jak mogło do tego dojść?
Jednym z najbardziej poruszających aspektów tej sprawy jest reakcja otoczenia. Rodzina, sąsiedzi i znajomi nie kryją niedowierzania. Dla wielu z nich Mateusz W. był zwyczajnym chłopakiem, który miał plany na przyszłość i przed sobą całe życie.
Eksperci zwracają uwagę, że proces radykalizacji często odbywa się w ciszy i samotności. Internet, zamknięte grupy dyskusyjne i poczucie wyobcowania mogą stać się mieszanką wybuchową. Nawet osoby z pozornie stabilnym zapleczem rodzinnym nie są na to odporne.
Ta historia to również ostrzeżenie. Pokazuje, że zagrożenie nie zawsze przychodzi z zewnątrz i nie ma jednej, łatwej do rozpoznania twarzy. Czasem kryje się tam, gdzie najmniej się go spodziewamy.
Sprawa rozwojowa i pytania bez odpowiedzi
Śledztwo prowadzone przez delegaturę ABW w Szczecinie wciąż trwa. Prokuratura nie wyklucza kolejnych czynności procesowych i nowych ustaleń. Funkcjonariusze analizują wszystkie zabezpieczone materiały, by mieć pełen obraz sytuacji.
Czy Mateusz W. rzeczywiście był o krok od realizacji swojego planu? Czy ktoś jeszcze mógł być zamieszany? Na te pytania na razie nie ma jednoznacznych odpowiedzi. Jedno jest pewne – ta sprawa jeszcze długo będzie budzić emocje.
Dla opinii publicznej to bolesne przypomnienie, jak cienka bywa granica między codziennością a tragedią. A także dowód na to, że czujność służb i szybka reakcja mogą uratować setki istnień.









