z życia wzięteDlaczego im dłużej jesteście razem, tym trudniej się przytulać

Dlaczego im dłużej jesteście razem, tym trudniej się przytulać

Pamiętasz te początki? Te motyle w brzuchu, kiedy każde muśnięcie dłoni było jak porażenie prądem. Nie mogliście się od siebie odkleić, a kanapa była waszym królestwem bliskości. A teraz? Czasem mam wrażenie, że między nami na sofie zmieściłaby się jeszcze trzecia osoba i to z psem. Jeśli kiwasz teraz głową z rezygnacją, to wiedz jedno – nie jesteś sama.

Serio, to jeden z tych tematów, o których się nie gada, bo od razu zapala się czerwona lampka: „O Boże, czy my się już nie kochamy?!”. Spokojnie. Zanim zaczniesz pakować walizki albo planować terapię dla par (choć ta czasem nie jest złym pomysłem, FYI), przeanalizujmy to na chłodno. Sama przez to przechodziłam i, spoiler alert, wciąż jesteśmy razem i nawet czasem się przytulamy. ;) Odkryłam kilka szokujących, ale i cholernie logicznych powodów, dlaczego z czasem dystans fizyczny się powiększa.

Fajerwerki gasną, czyli oswajanie z bliskością

Pomyśl o tym jak o swojej ulubionej piosence. Kiedy słyszysz ją po raz pierwszy, masz ciarki. Słuchasz jej na okrągło, znasz każde słowo, każdą nutę. Po roku wciąż ją lubisz, ale już nie wywołuje tego samego „wow”. Czy to znaczy, że piosenka stała się gorsza? Nie! Po prostu się z nią oswoiłaś. I tak samo jest z bliskością.

Hormonalny koktajl na start

Na początku związku nasz mózg serwuje nam istny koktajl Mołotowa z hormonów szczęścia. Oksytocyna (hormon przywiązania), dopamina (hormon nagrody), serotonina… To wszystko sprawia, że jesteśmy na nieustannym „haju”. Każdy dotyk, każdy pocałunek i każde przytulenie to kolejny strzał tego narkotyku. Pragniemy tego, potrzebujemy tego, żyjemy dla tego.

Ale organizm jest mądry i nie może wiecznie funkcjonować na najwyższych obrotach. Z czasem poziom tych hormonów stabilizuje się. To nie znaczy, że znikają! Po prostu euforia ustępuje miejsca czemuś innemu – głębszemu przywiązaniu i poczuciu bezpieczeństwa. Problem w tym, że my często mylimy ten spokój z… nudą.

Strefa komfortu, czyli „już cię znam”

Kiedy już wszystko o sobie wiecie, kiedy widziałaś go z gorączką i w dresie z plamą po keczupie, a on widział ciebie bez makijażu i z maseczką na twarzy, ta ekscytacja odkrywania siebie nawzajem mija. Bliskość fizyczna staje się częścią strefy komfortu, a nie ekscytującą przygodą.

To naturalne i, w gruncie rzeczy, dobre! Oznacza, że czujecie się przy sobie bezpiecznie. Ale skutkiem ubocznym jest to, że przestajemy o tę bliskość tak aktywnie zabiegać. Bo po co, skoro „ona/on i tak tu jest”? Znamy to, prawda?

Proza życia, czyli gdzie wcisnąć przytulanie między rachunki a pranie?

A teraz zejdźmy na ziemię, bo romantyczne uniesienia to jedno, a życie to drugie. Kiedy jesteście razem od lat, pojawiają się obowiązki, które na początku związku magicznie nie istniały. Praca, kredyt, może dzieci, zepsuta pralka i pies, który znowu zeżarł kapcia.

Wieczorem, po całym dniu walki z rzeczywistością, padasz na twarz. Ostatnie, o czym marzysz, to romantyczne tête-à-tête. Twoim największym pragnieniem jest święty spokój i odcinek ulubionego serialu. Twój partner ma prawdopodobnie tak samo. I tak oto, zamiast przytulać się do siebie, każde z was przytula się do swojego smartfona, scrollując bezmyślnie media społecznościowe. Brzmi znajomo? :/

Energia potrzebna do inicjowania czułości jest po prostu zużywana na inne, bardziej palące sprawy. To nie jest zła wola. To jest, niestety, dorosłość. Walka o przetrwanie w dżungli zwanej codziennością.

Cichy wróg bliskości: niewypowiedziane żale

To jest ten moment, kiedy robi się trochę mniej przyjemnie. Czasem dystans fizyczny nie jest wynikiem rutyny, ale czegoś znacznie głębszego. Drobne urazy, niewypowiedziane pretensje, ciche dni, które nigdy nie zostały oficjalnie zakończone rozmową. To wszystko kumuluje się latami.

Wyobraź sobie, że budujesz między wami niewidzialny mur, cegiełka po cegiełce. Każda niedomknięta kłótnia, każda chwila, gdy poczułaś się zignorowana, każda jego nietrafiona uwaga – to kolejna cegła. Po kilku latach ten mur może być już tak wysoki, że fizyczne zbliżenie się do siebie jest po prostu… trudne. Bo jak przytulić kogoś, na kogo jesteś podświadomie wkurzona od tygodnia?

Prawda jest taka, że fizyczna bliskość często jest lustrem emocjonalnej. Jeśli na poziomie emocji jest między wami dystans, ciało po prostu za tym podąża. Nie chce udawać czegoś, czego nie czuje.

Mówimy różnymi językami… dotyku

Czytałaś kiedyś o „pięciu językach miłości”? Jeśli nie, to nadrób zaległości! Jednym z nich jest właśnie dotyk. Dla niektórych osób przytulanie, głaskanie i trzymanie się za ręce to podstawowy sposób okazywania i odczuwania miłości. Dla innych to tylko miły dodatek.

Może być tak, że ty jesteś „dotykowcem”, a twój partner okazuje miłość w inny sposób, np. przez „akty służby” (naprawi kran, zrobi zakupy) albo „słowa afirmacji” (powie ci komplement). Na początku związku oboje staraliście się mówić w języku drugiej osoby, ale z czasem każdy wraca do swojego „ojczystego”.

Ty czujesz się niekochana, bo on cię nie przytula. On czuje się niedoceniony, bo przecież właśnie spędził dwie godziny, montując nową szafkę, a ty tego nie widzisz. To klasyczne nieporozumienie, które może prowadzić do frustracji i oddalenia.

To co, koniec świata? Spokojnie, mam kilka patentów!

Dobra, wystarczy tej diagnozy. Zanim wpadniesz w czarną rozpacz, wiedz, że to wszystko jest do odkręcenia. Serio! Nie wymaga to rewolucji, a raczej małych, świadomych kroków. Oto kilka rzeczy, które u mnie zadziałały:

  • Zasada 6 sekund. Słyszałaś o tym? Naukowcy twierdzą, że przytulanie trwające co najmniej 6 sekund uwalnia oksytocynę. Zmuście się do tego. Jeden długi, porządny uścisk dziennie. Na początku może się wydawać sztuczne, ale z czasem wejdzie wam w krew. To taki fizyczny reset dla związku.
  • Rozmowa, ale bez pretensji. Zamiast rzucać oskarżycielskie: „Ty mnie już w ogóle nie przytulasz!”, spróbuj inaczej. Powiedz: „Wiesz, brakuje mi naszej bliskości. Pamiętasz, jak kiedyś…?”. Mów o swoich uczuciach, a nie o jego błędach. To otwiera pole do dyskusji, a nie do kłótni.
  • Strefy bez technologii. Ustalcie zasady. Np. w sypialni nie ma telefonów. Albo przez pierwszą godzinę po powrocie z pracy odkładacie elektronikę i po prostu jesteście ze sobą. To stwarza przestrzeń, w której bliskość ma szansę się pojawić naturalnie.
  • Mikro-dotyk na co dzień. Nie zawsze musi to być półgodzinna sesja przytulania na kanapie. Czasem wystarczy muśnięcie ręki, kiedy mijacie się w korytarzu. Objęcie w talii, kiedy on robi kawę. Położenie głowy na jego ramieniu na te 30 sekund podczas filmu. Te małe gesty budują bliskość na nowo, kawałek po kawałku.
  • Zaplanujcie to! Wiem, brzmi totalnie nieromantycznie. Ale hej, planujesz wizytę u dentysty i spotkania w pracy, prawda? Dlaczego nie zaplanować czasu tylko dla was? „Randka na kanapie” w kalendarzu może wydawać się śmieszna, ale gwarantuje, że ten czas faktycznie się znajdzie. IMO, lepsze to niż nic.

Zakończenie, czyli odzyskajmy tę kanapę!

Spadek częstotliwości przytulania w długim związku to nie wyrok. To raczej sygnał, że wasza relacja weszła w nową, dojrzałą fazę, która wymaga po prostu trochę więcej świadomej pracy. To normalne, że komfort i bezpieczeństwo zastępują fajerwerki. Pytanie brzmi: co z tym zrobicie?

Nie chodzi o to, by na siłę wracać do etapu motyli w brzuchu. Chodzi o to, by na solidnym fundamencie waszej wspólnej historii zbudować nowy rodzaj bliskości – spokojniejszej, głębszej, ale równie ważnej. To wymaga odrobiny wysiłku i szczerej rozmowy, ale gra jest warta świeczki.

Więc może dziś wieczorem, zamiast automatycznie sięgać po pilota lub telefon, po prostu usiądź trochę bliżej. Zobacz, co się stanie. Wasza kanapa ma jeszcze spory potencjał, zaufaj mi. ;)


Najnowsze

Popularne

Najnowsze