Słuchajcie, muszę się z wami czymś podzielić, bo od kilku dni nie daje mi to spokoju. Czasem trafiam na historie, które sprawiają, że włos jeży mi się na głowie, a ta jest jedną z nich. Wyobraźcie sobie, że ktoś każe wam pochować bliską osobę. A teraz wyobraźcie sobie, że zamiast cmentarza i trumny wskazuje wam stary, betonowy zbiornik na ścieki. I mówi: „wrzućcie tam ciało”.
Brzmi jak scena z jakiegoś chorego horroru, prawda? Niestety, to nie film. To wydarzyło się naprawdę, w katolickiej Irlandii XX wieku. W kraju, który tak głośno mówił o moralności, a po cichu pozwalał na piekło, które dotknęło tysiące bezbronnych dzieci i ich matek. Ta historia to nie jest jakaś teoria spiskowa wyssana z palca. To fakty potwierdzone przez komisje śledcze, ekshumacje i bolesne wspomnienia ocalałych. A ja mam wrażenie, że wciąż mówi się o tym za mało.
„Domy dla Matki i Dziecka” – Raj czy Piekło na Ziemi?
Zacznijmy od początku. W Irlandii przez dekady działały tzw. „Mother and Baby Homes”, czyli Domy dla Matki i Dziecka. Prowadziły je głównie zakony katolickie, ale co ważne, były finansowane i nadzorowane przez państwo. W teorii miały być schronieniem dla „upadłych kobiet” – czyli niezamężnych matek, które w tamtych czasach były traktowane jak trędowate. Hańba dla rodziny, grzesznice, wyrzutki społeczne.
Brzmi jak pomocna dłoń wyciągnięta przez społeczeństwo, prawda? No właśnie nie do końca. Te miejsca w rzeczywistości były instytucjami totalnymi. Kobiety, które tam trafiały, traciły swoją tożsamość, imię i godność. Stawały się darmową siłą roboczą, a ich dzieci… cóż, ich dzieci stawały się własnością instytucji. Były odzierane z tożsamości, często chrzczone pod nowym nazwiskiem, a matkom odbierano wszelkie prawa.
Te dzieci nie były traktowane jak małe istoty ludzkie, które potrzebują miłości i opieki. Były postrzegane jako „bękarty”, żywy dowód grzechu. A jak się traktuje coś, co uważa się za gorsze? Jak przedmiot. Jak materiał badawczy.
Króliki Doświadczalne w Imię Nauki. I Zysku
I tutaj dochodzimy do sedna sprawy, które mrozi krew w żyłach. W latach 30. XX wieku firma farmaceutyczna Burroughs Wellcome, którą dzisiaj znamy jako globalnego giganta GSK (GlaxoSmithKline), szukała idealnego poligonu doświadczalnego dla swoich nowych szczepionek. A gdzie znaleźć lepszych kandydatów do testów niż dzieci, o które nikt się nie upomni? Dzieci, których matki nie mają żadnych praw, by zaprotestować?
Bez Zgody, Bez Wiedzy, Bez Sumienia
Właśnie w tych irlandzkich Domach dla Matki i Dziecka firma znalazła swoje „króliki doświadczalne”. W latach 1930-1936 przeprowadzono serię nielegalnych testów szczepionek przeciwko błonicy na ponad 2500 dzieciach. Nikt nie pytał ich matek o zgodę. Nikt ich nawet nie informował. Po prostu pewnego dnia przychodził ktoś w białym fartuchu i wbijał igłę w małe ramię. Bo przecież kogo obchodzi zgoda kobiety, która „zgrzeszyła”? Jej zdanie się nie liczyło.
To nie były jednorazowe akcje. Przez kolejne dekady ten proceder trwał w najlepsze. Testowano coraz to nowsze preparaty:
- Szczepionki przeciwko błonicy, tężcowi i krztuścowi (DTP).
- Szczepionki przeciwko polio.
- Różne kombinacje preparatów, często nielicencjonowane i eksperymentalne.
Komisja śledcza, która po latach badała tę sprawę, stwierdziła jednoznacznie, że te działania były nielegalne i nieetyczne, nawet według standardów obowiązujących w tamtych czasach. Samo GSK po cichu przyznało, że dokumentacja medyczna z tych testów była, delikatnie mówiąc, „niekompletna”. No szok, naprawdę. :/
Najgorsze Dopiero Przed Nami: Szambo w Tuam
Myślicie, że eksperymenty medyczne na dzieciach to już dno? To potrzymajcie mi piwo. Prawdziwy horror wyszedł na jaw stosunkowo niedawno, w 2014 roku, dzięki pracy lokalnej historyczki Catherine Corless. To, co odkryła, jest tak potworne, że trudno to ubrać w słowa.
W miasteczku Tuam, na terenie dawnego domu prowadzonego przez siostry z zakonu Bon Secours, znaleziono masowy grób. Ale to nie był zwykły dół w ziemi. Szczątki dzieci znajdowały się w nieużywanym zbiorniku na ścieki. Betonowej komorze, do której przez lata wrzucano ciała zmarłych niemowląt i małych dzieci. Bez trumien. Bez ubrań. Bez nagrobków. Bez żadnego śladu w oficjalnych rejestrach.
Znaleziono tam szczątki około 796 dzieci. Siedemset dziewięćdziesiąt sześć. Pozwólcie, że to powtórzę, bo ta liczba jest niewyobrażalna. Ciała prawie ośmiuset małych istot ludzkich potraktowano gorzej niż śmieci. Dzieci te zmarły w placówce w latach 1925–1961. Oficjalne przyczyny zgonów? Odra, zapalenie płuc, niedożywienie. Śmiertelność w tych „domach opieki” sięgała czasem 30-50% rocznie. To nie była opieka. To była systemowa eksterminacja, prowadzona w białych rękawiczkach – przez głód, choroby, zaniedbanie i absolutną obojętność.
Reakcje, Przeprosiny i Pytanie: Co Dalej?
Gdy sprawa wyszła na jaw, w Irlandii i na świecie zawrzało. W 2021 roku rząd Irlandii w końcu oficjalnie przeprosił za dekady systemowej krzywdy. Premier nazwał to, co się stało, „głęboką hańbą narodową”. I słusznie. Ale czy przeprosiny wystarczą?
Dopiero w 2025 roku, po ponad dekadzie od odkrycia, mają rozpocząć się prace ekshumacyjne w Tuam. Po stu latach od śmierci pierwszych dzieci ktoś w końcu postanowił, że może warto je stamtąd wydostać i godnie pochować. Brawa za refleks. Rodziny i ocaleni wciąż walczą o sprawiedliwość, o odszkodowania, o pociągnięcie do odpowiedzialności Kościoła, który przez lata wszystkiemu zaprzeczał.
Ale czy jakiekolwiek pieniądze mogą wynagrodzić matce świadomość, że jej dziecko, które kazano jej oddać, skończyło w szambie? IMO, absolutnie nie. To jest rana, której nie da się zabliźnić. To jest zdrada na każdym możliwym poziomie – ze strony państwa, Kościoła i medycyny.
To Nie Tylko Historia Irlandii. To Ostrzeżenie dla Nas
Dlaczego w ogóle o tym piszę? Bo ta historia to coś więcej niż tylko rozliczenie Irlandii z jej mroczną przeszłością. To uniwersalne ostrzeżenie. Pokazuje, do czego prowadzi sojusz władzy państwowej i instytucji religijnej, gdy obie czują się bezkarne. Pokazuje, co się dzieje, gdy odbiera się ludziom godność i prawo do decydowania o sobie i swoich dzieciach.
Zło rzadko kiedy zaczyna się od komór gazowych i obozów śmierci. Zaczyna się znacznie subtelniej. Od stygmatyzacji. Od odbierania głosu. Od dehumanizowania jakiejś grupy społecznej. Od cichego przyzwolenia na łamanie praw w imię „wyższego dobra”, „moralności” czy „postępu naukowego”. Zaczyna się od zdania: „to dla twojego dobra”, wypowiedzianego bez twojej zgody.
Pamiętajmy o tych dzieciach z Tuam i tysiącach innych z podobnych placówek. Niech ich historia będzie dla nas zimnym prysznicem i przestrogą. Zawsze, gdy jakaś instytucja – nieważne, czy państwowa, religijna, czy medyczna – mówi nam, że wie lepiej i chce decydować za nas, powinna nam się zapalić czerwona lampka.
Bo czasem najstraszniejsze potwory wcale nie czają się w ciemności. Czasem noszą habity i białe fartuchy.