Są takie wiadomości, w które po prostu nie chce się wierzyć. Przewijasz rano social media, przeglądasz portale i nagle widzisz jedno zdanie, które zatrzymuje ci cały świat. Dla mnie taką informacją była ta o śmierci Stanisława Soyki. Faceta, którego głos towarzyszył mi od… no, od zawsze. I kiedy myślałam, że już nic mnie bardziej nie poruszy, przeczytałam apel jego rodziny. I wiesz co? To jest klasa sama w sobie. Coś, co w dzisiejszym świecie pełnym fleszy i pogoni za sensacją, zdarza się niezwykle rzadko
Szok i niedowierzanie. Odszedł jeden z wielkich
Zacznijmy od początku, bo cała ta sytuacja jest po prostu niewyobrażalnie smutna. Był czwartek, 21 sierpnia 2025 roku. Tego wieczoru Stanisław Soyka miał stanąć na scenie w Sopocie podczas Top of the Top Festival. Wszyscy czekali, bilety były wyprzedane, a energia w powietrzu na pewno była niesamowita. A potem… cisza. I informacja, która zmroziła krew w żyłach – artysta nie żyje. Tak po prostu. W jednej chwili był, a w drugiej go nie ma.
Jak to w ogóle możliwe? Człowiek, który wydawał się mieć w sobie nieskończone pokłady energii i ciepła, którego muzyka była jak balsam na duszę. To jeden z tych momentów, kiedy uświadamiasz sobie, jak kruche jest życie i jak bardzo nieprzewidywalne. Chyba każda z nas ma w pamięci jakąś jego piosenkę, która kojarzy się z ważnym momentem, prawda?
„Prosimy o uszanowanie naszej prywatności”. Apel, który łamie serce
No dobrze, a teraz przejdźmy do tego, co naprawdę mną wstrząsnęło – do prośby rodziny. W czasach, gdy pogrzeby znanych osób zamieniają się w medialny cyrk, oni postanowili pójść zupełnie inną drogą. Wydali krótkie, ale niezwykle wymowne oświadczenie. „W tym trudnym dla nas czasie prosimy o uszanowanie naszej prywatności, niewykonywanie zdjęć oraz o powstrzymanie się od składania kondolencji”.
Czytasz to i myślisz sobie: wow. W świecie, gdzie każdy chce być jak najbliżej, zrobić zdjęcie, dotknąć dramatu, oni proszą o spokój. O ciszę, skupienie i modlitwę. I wiesz co? Ja to totalnie rozumiem i szanuję. To jest ich czas, ich ból i ich pożegnanie. Żadnych fleszy, żadnych wścibskich obiektywów, żadnych pustych słów rzucanych na wiatr. Chcą pożegnać męża, ojca, brata, przyjaciela. Nie ikonę, a człowieka. To tak cholernie ludzkie i prawdziwe, że aż chwyta za gardło.
Zamiast wieńców, gest o wielkim sercu
Ale to nie wszystko. Jest jeszcze jeden element tej prośby, który sprawił, że po prostu uroniłam łzę. Rodzina poprosiła, by zamiast kupować kwiaty i wieńce, wesprzeć finansowo Lubelskie Hospicjum dla Dzieci im. Małego Księcia.
Serio, czy można sobie wyobrazić piękniejszy gest? W momencie największej straty i żałoby, oni myślą o innych. O dzieciach, które potrzebują pomocy. To pokazuje, jakim człowiekiem był Stanisław Soyka i jak wspaniałych ludzi miał wokół siebie. Zamiast morza kwiatów, które i tak zwiędną, realna pomoc, która może komuś uratować lub umilić życie. To chyba najpiękniejszy hołd, jaki można mu oddać :)
Kiedy i gdzie pożegnamy Mistrza?
Dla tych, którzy chcieliby towarzyszyć mu w tej ostatniej drodze – oczywiście z poszanowaniem woli rodziny – podano już konkretne daty. Warto je sobie zanotować.
- Msza żałobna odbędzie się 8 września 2025 roku o godz. 12:00 w Kościele pw. Matki Bożej Nieustającej Pomocy przy ul. Alfreda Nobla 16 w Warszawie.
- Uroczystości pogrzebowe rozpoczną się tego samego dnia o godz. 14:00 na Cmentarzu Wojskowym przy ul. Powązkowskiej 43/45 w Warszawie.
To będzie trudny dzień dla polskiej muzyki i dla nas wszystkich, którzy dorastaliśmy przy jego twórczości.
Zostawił nam coś więcej niż tylko muzykę
Kiedy odchodzi taki artysta, zawsze pojawia się refleksja, co po sobie zostawił. W przypadku Stanisława Soyki odpowiedź jest przytłaczająca. Zostawił nam gigantyczny dorobek, ścieżkę dźwiękową do życia dla kilku pokoleń i, co chyba najważniejsze, przekaz. Przekaz o tolerancji, miłości, wierze i poszukiwaniu sensu.
Pamiętasz „Tolerancję”? To był hymn naszego pokolenia!
No właśnie, „Tolerancja (Na całe szczęście)”. Czy jest ktoś, kto nie zna tej piosenki? Pamiętam, jak leciała w radiu non stop, a ja, będąc jeszcze dzieciakiem, nuciłam pod nosem „życie nie tylko po to jest, by brać”. Dopiero po latach zrozumiałam, jak głęboki i uniwersalny jest ten tekst. To nie jest zwykła piosenka, to manifest. W dzisiejszych, mocno podzielonych czasach, te słowa brzmią jeszcze mocniej.
To utwór, który nigdy się nie zestarzeje. IMO, to jedna z najważniejszych piosenek w historii polskiej muzyki. Ilekroć ją słyszę, mam ciarki. Zawsze.
Od jazzu po poezję papieża – artysta bez granic
Ale Soyka to nie tylko „Tolerancja”. Jego wszechstronność była absolutnie powalająca. Zaczynał od jazzu, będąc okrzykniętym objawieniem już na starcie. A potem? Potem robił, co tylko chciał, i robił to genialnie. Jego dyskografia to podróż przez najróżniejsze światy. Spójrz tylko na te tytuły:
- „Blublula” (1981): Debiut, który od razu ustawił go w lidze mistrzów. Czysty, rasowy jazz, który pokazał, z jak wielkim talentem mamy do czynienia.
- „Acoustic” (1991): Płyta-legenda. To stąd pochodzi właśnie „Tolerancja” (wcześniej znana jako „Hard to Part”). Akustyczne, ciepłe brzmienia, które otulają jak koc w zimowy wieczór.
- „Radicalnie” (1992): Kolejny strzał w dziesiątkę, zarówno artystyczny, jak i komercyjny. Pokazał, że nie boi się eksperymentować.
- „Tryptyk rzymski” (2003): To był totalny szok! Wziąć na warsztat poezję Jana Pawła II? Kto by się odważył? On się odważył i zrobił z tego muzyczne arcydzieło, które poruszyło nawet tych, którzy na co dzień z kościołem nie mają wiele wspólnego.
Do tego dochodzą piosenki takie jak „Cud niepamięci”, „Fa na na na” czy genialne interpretacje utworów Niemena i Osieckiej. Był multiinstrumentalistą, kompozytorem, wokalistą o niepodrabialnej barwie głosu. Ukończył szkołę muzyczną w klasie skrzypiec, ale jego prawdziwym instrumentem był chyba cały wszechświat dźwięków.
To nie jest pożegnanie
Wiem, że to zabrzmi banalnie, ale tacy artyści naprawdę nie umierają. Zostają z nami w swoich piosenkach, w tekstach, w emocjach, które w nas wzbudzali. Fizycznie go nie ma, ale jego muzyka będzie grała dalej. W naszych domach, samochodach, w naszych sercach.
Rodzina poprosiła o ciszę i spokój, i to jest najpiękniejsze, co możemy im dać. Uszanujmy to. Zamiast pisać tysiące komentarzy, może po prostu włączmy dziś wieczorem jedną z jego płyt. Na cały regulator. I posłuchajmy, co miał nam do powiedzenia. Bo miał tak cholernie wiele.