Odłóż na chwilę kawę i posłuchaj tego, bo to, co zaraz przeczytasz, sprawi, że włosy staną ci dęba. Wyobraź sobie, że gdzieś tam, w mrocznej otchłani kosmosu, pędzi w naszą stronę coś… dziwnego. Coś, co nie pasuje do żadnych znanych nam schematów. Naukowcy drapią się po głowach, a jeden profesor z samego Harvardu rzucił tezę, po której w całym środowisku naukowym zrobiło się naprawdę gorąco. Serio, ja już mam ciarki.
Mówimy tu o obiekcie nazwanym, dość mało chwytliwie, 3I/ATLAS. Ale niech cię ta nazwa nie zwiedzie – to nie jest kolejna nudna kosmiczna skała. Ten gość przyleciał do nas spoza Układu Słonecznego i leci z prędkością, która przyprawia o zawrót głowy. Pytanie, które wszyscy sobie zadają, brzmi: czy to tylko dziwaczna kometa, czy może… coś zupełnie innego? IMO, szykuje się niezła afera.
Co to w ogóle jest to całe 3I/ATLAS?
Dobra, rozłóżmy to na czynniki pierwsze, bo sama nazwa brzmi jak numer seryjny tostera. 3I/ATLAS to tak zwany obiekt międzygwiezdny. W wolnym tłumaczeniu: przybysz z innego systemu gwiezdnego. Nie urodził się w naszym kosmicznym ogródku, tylko wpadł z wizytą z dalekiego sąsiedztwa. I to jaką wizytą!
Wyobraź sobie, że jedziesz autostradą. Normalnie wszyscy trzymają się limitu prędkości, prawda? A teraz wyobraź sobie, że nagle mija cię coś, co porusza się z prędkością ponad 217 000 kilometrów na godzinę. To właśnie robi 3I/ATLAS. Jest tak szybki, że grawitacja naszego Słońca nie jest w stanie go złapać i zatrzymać na stałe. Po prostu przeleci przez nasz Układ Słoneczny i poleci dalej w swoją stronę. Pytanie tylko, czy po drodze nie zechce się przywitać?
Ale prędkość to jedno. Astronomowie zauważyli, że obiekt ten zachowuje się… nietypowo. Jego wzorce świetlne są dziwne, a trajektoria lotu nie do końca pasuje do tego, czego spodziewalibyśmy się po zwykłej komecie czy asteroidzie. To trochę tak, jakby ktoś prowadził ten pojazd, a nie jakby leciał sobie bezwładnie. I tu właśnie na scenę wkracza nasz główny bohater.
Profesor z Harvardu rzuca bombę. Reszta naukowców w szoku?
Poznajcie profesora Avi Loeba. To nie jest pierwszy lepszy naukowiec. Mówimy o facecie z Harvardu, który ma na swoim koncie setki publikacji i nie boi się myśleć nieszablonowo. To właśnie on jako jeden z pierwszych sugerował, że poprzedni międzygwiezdny gość, słynna 'Oumuamua, mógł być dziełem obcej cywilizacji. Wtedy wielu pukało się w czoło. A teraz? Historia zdaje się powtarzać.
Loeb, analizując dane dotyczące 3I/ATLAS, stwierdził wprost: nie możemy wykluczyć, że to technologia pozaziemska. Może to być sonda, statek, a nawet – uwaga, trzymaj się mocno – jednostka macierzysta, czyli coś w rodzaju kosmicznego lotniskowca. Jego zdaniem, wszystkie te anomalie w ruchu i zachowaniu obiektu sprawiają, że hipoteza o naturalnym pochodzeniu staje się coraz mniej prawdopodobna. Czy ten człowiek oszalał, czy jako jedyny ma odwagę powiedzieć to, co inni boją się nawet pomyśleć?
Dlaczego Loeb myśli, że to kosmici?
Zanim uznasz go za szalonego fana science-fiction, spójrz na jego argumenty. Nie chodzi o to, że obiekt ma zielone światełka i macha do nas z okienka. Chodzi o subtelne, ale znaczące szczegóły, które nie pasują do układanki:
- Niezwykła trajektoria: Obiekt nie porusza się dokładnie tak, jak powinien pod wpływem grawitacji Słońca i innych planet. Wykazuje coś w rodzaju dodatkowego „pchnięcia”, którego pochodzenia naukowcy nie potrafią wyjaśnić.
- Dziwne zmiany jasności: Sposób, w jaki odbija światło, sugeruje, że może mieć nietypowy kształt lub powierzchnię. To nie jest zwykła, okrągła skała.
- Brak typowych oznak komety: Zazwyczaj, gdy kometa zbliża się do Słońca, zaczyna „gazować”, tworząc charakterystyczny warkocz. W przypadku 3I/ATLAS te zjawiska są albo nieobecne, albo bardzo nietypowe.
Loeb po prostu łączy kropki i dochodzi do wniosku, który mrozi krew w żyłach: a co, jeśli to jest celowo zaprojektowane? Co jeśli to nie przypadek, a misja?
A co na to reszta świata nauki?
No cóż, jak możesz się domyślić, większość środowiska naukowego podchodzi do tego z ogromną rezerwą. To trochę jak na plotkarskim spotkaniu – wszyscy słuchają z wypiekami na twarzy, ale oficjalnie nikt nic nie potwierdzi. Dominująca narracja jest taka, że 3I/ATLAS to po prostu bardzo, bardzo dziwna kometa. Może ma nietypowy skład chemiczny, może rozpada się w dziwny sposób, a może po prostu jeszcze czegoś nie rozumiemy w fizyce komet.
To bezpieczne i racjonalne wyjaśnienie. Ale czy nie jest też trochę… nudne? :/ Prawda jest taka, że nauka opiera się na dowodach, a tych na razie brakuje po obu stronach. Mamy więc klasyczny impas: z jednej strony ekscytująca, ale niepotwierdzona hipoteza, a z drugiej bezpieczne, ale być może błędne założenie. FYI, ja tam po cichu kibicuję Loebowi.
No dobrze, ale co jeśli on ma rację?
Zatrzymajmy się na chwilę i popuśćmy wodze fantazji. Załóżmy, że Loeb ma 100% racji. Co to dla nas oznacza?
To nie byłoby po prostu kolejne odkrycie naukowe. To byłby przełom, który na zawsze zmieniłby ludzkość. Wyobrażasz sobie włączyć rano wiadomości i usłyszeć: „Dzień dobry, oficjalnie potwierdzamy, nie jesteśmy sami we Wszechświecie”? To wydarzenie zdeklasowałoby wszystko inne. Lot na Księżyc? Wynalezienie internetu? To wszystko stałoby się drobnym przypisem w podręcznikach historii.
Taka informacja wstrząsnęłaby fundamentami wszystkiego, w co wierzymy:
- Religia: Każda wielka religia musiałaby na nowo zdefiniować swoje miejsce w kosmosie i pojęcie stworzenia.
- Filozofia: Pytanie „czy jesteśmy sami?” przestałoby istnieć. Pojawiłyby się nowe: „kim oni są?”, „czego chcą?”, „czy jesteśmy dla nich interesujący?”.
- Polityka: Czy zjednoczylibyśmy się jako gatunek w obliczu „innych”? Czy raczej zaczęlibyśmy rywalizować o to, kto pierwszy nawiąże kontakt i zdobędzie ich technologię?
Mówiąc krótko, byłby to totalny reset naszej cywilizacji. I pomyśleć, że wszystko zaczęło się od małej, niewyraźnej kropki na astronomicznym zdjęciu. Aż strach pomyśleć, co by było dalej.
Plan B: A co jeśli to tylko kosmiczna skała?
Okej, zejdźmy na ziemię. A co, jeśli Avi Loeb się myli i 3I/ATLAS to faktycznie tylko dziwaczny kawałek lodu i skały z odległej galaktyki? Czy to oznacza, że całe to zamieszanie jest na nic? Absolutnie nie!
Nawet jeśli to naturalne zjawisko, jego obserwacja jest niezwykle cenna. Pokazuje nam, jak mało wciąż wiemy o kosmosie. Uświadamia nam, że Wszechświat jest pełen niespodzianek i rzeczy, które wymykają się naszym prostym klasyfikacjom. Każdy taki „dziwny” obiekt to dla naukowców bezcenna lekcja pokory.
Co więcej, cała ta sytuacja jest jak głośny alarm. Skoro przez nasz Układ Słoneczny przelatują obiekty, o których istnieniu dowiadujemy się w ostatniej chwili, to co by było, gdyby któryś z nich leciał prosto na Ziemię? Ta historia to kolejny argument za tym, że musimy inwestować w systemy obrony planetarnej i monitorowanie nieba. Bo wszechświat może i jest piękny, ale bywa też śmiertelnie niebezpieczny. Lepiej być przygotowanym, niż potem żałować.
Ciekawość, strach i wielka niewiadoma
Niezależnie od tego, czym ostatecznie okaże się 3I/ATLAS, ta historia jest fascynująca. To idealne połączenie twardej nauki z odrobiną kosmicznego dreszczyku emocji. Z jednej strony mamy dane, teleskopy i skomplikowane obliczenia. Z drugiej – odwieczne ludzkie marzenie o kontakcie z inną cywilizacją i strach przed nieznanym.
Cały świat astronomii wstrzymał oddech i obserwuje. A my razem z nim. Czy jesteśmy świadkami historycznego momentu, czy tylko kolejnej kosmicznej ciekawostki? Czas pokaże.
Ja tam, tak na wszelki wypadek, trzymam kciuki za ekipę z Harvardu. Byłoby o czym opowiadać wnukom, prawda? ;)