To brzmi jak scenariusz najgorszego horroru, ale niestety dzieje się naprawdę tuż za naszą wschodnią granicą. Rosyjska propaganda po raz kolejny przekracza wszelkie granice absurdu, a słowa, które padły z ust deputowanego Dumy, mrożą krew w żyłach każdego Polaka. Władimir Putin i jego świta nie przebierają w środkach, grożąc nam otwartym konfliktem i całkowitym wymazaniem z mapy Europy.
Tym razem pretekstem do wściekłego ataku stała się odważna wypowiedź polskiego generała, która uderzyła w czuły punkt Kremla. Czy naprawdę grozi nam niebezpieczeństwo, czy to tylko kolejna desperacka próba zastraszenia Zachodu przez moskiewski reżim? Przeczytaj koniecznie ten artykuł do końca, aby poznać kulisy tej szokującej afery i dowiedzieć się, co tak bardzo rozwścieczyło Rosjan!
Histeria w Moskwie: Rosyjski polityk traci nad sobą panowanie
Wydawać by się mogło, że przyzwyczailiśmy się już do agresywnej retoryki płynącej z Kremla, jednak najnowsze doniesienia z rosyjskiego parlamentu budzą wyjątkowy niepokój. Andriej Kolesnik, znany ze swojej bezgranicznej lojalności wobec reżimu Władimira Putina, po raz kolejny postanowił zaatakować Polskę w sposób wyjątkowo brutalny i bezpośredni. Ten sam człowiek, który jeszcze dwa lata temu w skandaliczny sposób sugerował wprowadzenie zakazu wstępu dla „psów i Polaków”, teraz posunął się o krok dalej w swoich szaleńczych wizjach. Jego wypowiedź to nie tylko dyplomatyczny nietakt, ale otwarta groźba wymierzona w samo istnienie naszego państwa, co powinno zapalić czerwoną lampkę u każdego, komu bliskie jest bezpieczeństwo narodowe.
Deputowany Dumy Państwowej zareagował z furią, która zdradza ogromne nerwy panujące obecnie w kręgach władzy w Moskwie. W swojej tyradzie nie ograniczył się do zwykłych uwag politycznych, ale wprost zagroził Polsce unicestwieniem, co w języku dyplomacji oznacza groźbę totalnej wojny i zniszczenia. Kolesnik, wyraźnie wzburzony, użył sformułowań, które mają na celu wywołanie strachu i paniki wśród polskiego społeczeństwa, co jest stałą taktyką rosyjskiej wojny hybrydowej. Jego słowa o tym, że „Polska zniknie”, brzmią jak ponury wyrok, który rosyjscy nacjonaliści chcieliby wykonać przy pierwszej nadarzającej się okazji.
Co ciekawe, ten wybuch agresji nie wziął się znikąd i jest bezpośrednią odpowiedzią na toczącą się w Polsce debatę o obronności. Rosjanie niezwykle pilnie śledzą każde słowo, które pada w naszych mediach, zwłaszcza jeśli dotyczy ono strategii wojskowej i potencjalnych scenariuszy konfliktu zbrojnego. Widać wyraźnie, że Moskwa nie toleruje sytuacji, w której sąsiedzi przestają się bać i zaczynają głośno mówić o tym, jak skutecznie bronić się przed imperialnymi zapędami wschodniego mocarstwa. Wściekłość Kolesnika jest najlepszym dowodem na to, że Polska trafiła w czuły punkt, a nowa narracja naszych wojskowych budzi na Kremlu autentyczne przerażenie.
Gen. Gromadziński przerywa milczenie i zmienia zasady gry
Cała ta medialna burza rozpętała się po niezwykle mocnym i konkretnym wywiadzie, którego udzielił jeden z naszych czołowych dowódców. Generał Jarosław Gromadziński, postać o niekwestionowanym autorytecie, były dowódca Eurokorpusu oraz ekspert prestiżowego Defence Institute, postanowił zerwać z poprawnością polityczną i wyłożyć kawę na ławę. W rozmowie z jednym z czołowych dzienników przedstawił wizję, która całkowicie zmienia dotychczasowe postrzeganie naszej doktryny obronnej i stawia Polskę w roli aktywnego gracza, a nie tylko potencjalnej ofiary. To właśnie ta zmiana paradygmatu tak bardzo zabolała rosyjskich decydentów, którzy woleliby widzieć w nas biernego obserwatora ich agresywnych poczynań.
Wojskowy w swoich rozważaniach poszedł o krok dalej niż większość analityków, stwierdzając jasno, że w przypadku rosyjskiej agresji nie możemy ograniczać się wyłącznie do obrony własnego terytorium. Gromadziński podkreślił z całą stanowczością, że musimy wysłać jasny sygnał do potencjalnego napastnika: każdy atak spotka się z natychmiastową i druzgocącą odpowiedzią. Według nowej koncepcji, Polska armia powinna być gotowa do przeniesienia działań na teren wroga, aby tam niszczyć jego potencjał i zaplecze logistyczne. Takie postawienie sprawy to prawdziwa rewolucja w myśleniu o bezpieczeństwie, która odbiera Rosji komfort planowania bezkarnych uderzeń zza własnej granicy.
Słowa generała to jednak nie tylko teoretyczne rozważania, ale konkretne ostrzeżenie skierowane w stronę Moskwy. Ekspert zaznaczył, że era, w której Polska była postrzegana jako łatwy cel, bezpowrotnie minęła, a nasze siły zbrojne muszą być mentalnie gotowe do podjęcia najbardziej radykalnych kroków w obronie ojczyzny. Gromadziński zauważył, że kluczem do skutecznego odstraszania jest uświadomienie przeciwnikowi nieuchronności odwetu, który dosięgnie go w jego własnym domu. Ta nowa, ofensywna retoryka polskiego oficera wstrząsnęła rosyjską elitą, która nie jest przyzwyczajona do tego, by ktoś w tak otwarty sposób rzucał jej wyzwanie militarne.
Obwód Królewiecki: Koniec z bezpiecznym bunkrem dla Putina
Najbardziej zapalnym punktem wypowiedzi generała Gromadzińskiego okazały się jego słowa dotyczące konkretnego regionu geograficznego, który spędza sen z powiek planistom NATO. Chodzi oczywiście o Obwód Królewiecki (dawniej Kaliningradzki), rosyjską enklawę wciśniętą między Polskę a Litwę, naszpikowaną bronią i stanowiącą stałe zagrożenie dla państw bałtyckich. Generał bez ogródek stwierdził, że dotychczasowe podejście do tego obszaru było błędne i wymaga natychmiastowej korekty w polskich planach operacyjnych. Jego analiza sytuacji jest chłodna, precyzyjna i pozbawiona złudzeń, co z pewnością nie spodobało się gospodarzom na Kremlu.
Według byłego dowódcy Eurokorpusu, traktowanie Obwodu Królewieckiego jako nietykalnej twierdzy to strategiczny błąd, który może nas drogo kosztować. Gromadziński wyliczył, że próba jedynie zablokowania sił stacjonujących w tej enklawie wymagałaby zaangażowania trzykrotnie większych środków niż jej całkowita likwidacja w przypadku konfliktu. To stwierdzenie brzmi niezwykle groźnie dla Rosjan, ponieważ sugeruje, że w razie wojny Polska nie zawahałaby się przed wejściem na ten teren. Wojskowy podkreślał, że musimy zmienić mentalność i przestać postrzegać ten region jako bezpieczny bunkier, z którego Rosja może bezkarnie nas ostrzeliwać.
To właśnie te konkretne zdania o „likwidacji zagrożenia” i możliwości operacji na terenie obwodu wywołały furię Andrieja Kolesnika. Rosyjski deputowany, który sam pochodzi z tego regionu, odebrał słowa polskiego generała niemal jak osobistą zniewagę i zamach na świętą ziemię rosyjską. Dla propagandy Putina Królewiec jest perłą w koronie i symbolem potęgi militarnej na Bałtyku, więc jakakolwiek sugestia, że mógłby zostać zajęty lub zneutralizowany, jest traktowana jako herezja. Reakcja była więc natychmiastowa i histeryczna, co tylko potwierdza, jak bardzo Rosjanie boją się scenariusza, w którym ich straszak przestaje działać.
Skandaliczne obelgi i powrót do kłamstw historycznych
W swoim napadzie szału Kolesnik nie poprzestał jedynie na groźbach militarnych, ale sięgnął do ulubionego arsenału rosyjskiej propagandy, czyli kłamstw historycznych i obrażania polskiego munduru. Deputowany Dumy wylał wiadro pomyj na polskich dowódców, zarzucając im rzekomą „rusofobię”, co jest standardową łatką przyklejaną każdemu, kto nie zgadza się z polityką Kremla. Jego słowa o tym, że polscy oficerowie „zasłynęli” oddaniem kraju Niemcom w ciągu miesiąca w 1939 roku, są nie tylko podłe, ale mają na celu upokorzenie naszej armii i podkopanie jej morale. To klasyczny zabieg socjotechniczny, mający na celu przedstawienie Polaków jako narodu niezdolnego do walki i skazanego na porażkę.
Rosyjski polityk z niesłychaną butą przypisywał Związkowi Radzieckiemu wyłączne zasługi w „wyzwalaniu” polskich ziem, całkowicie pomijając fakt późniejszej okupacji i terroru. W jego narracji Polska powinna być wiecznie wdzięczna Moskwie za to, że w ogóle istnieje, a nasze obecne dążenia do niezależności są traktowane jako czarna niewdzięczność. Kolesnik z cynicznym uśmieszkiem przypomniał o „spalonej ziemi”, jaka pozostała po niemieckiej inwazji, sugerując między wierszami, że historia lubi się powtarzać. Te aluzje są wyjątkowo obrzydliwe, biorąc pod uwagę cierpienia, jakich nasz naród doznał z obu stron podczas II wojny światowej.
Nienawiść bijąca z wypowiedzi poplecznika Putina pokazuje, jak bardzo rosyjska elita żyje w alternatywnej rzeczywistości, karmionej imperialnymi mitami. Kolesnik celowo manipuluje faktami, aby stworzyć obraz Polski jako państwa słabego, historycznie nieudolnego i w pełni zależnego od łaski mocarstw. Jego atak na generała Gromadzińskiego to próba zdyskredytowania polskiej myśli wojskowej w oczach własnego społeczeństwa, które musi wierzyć w niezwyciężoność rosyjskiego oręża. Jednak ten potok obelg świadczy raczej o kompleksach i strachu przed rosnącą siłą polskiej armii, niż o rzeczywistej przewadze moralnej czy militarnej Rosji.
Niemiecki straszak: Nowa strategia zastraszania Polaków
Ostatnim, ale równie szokującym elementem tyrad rosyjskiego deputowanego, jest próba grania „kartą niemiecką”, co jest nowym, choć przewidywalnym elementem w wojnie informacyjnej. Kolesnik, widząc, że same groźby ze strony armii Putina mogą nie wystarczyć, postanowił postraszyć Polaków naszym zachodnim sąsiadem. W swojej pokrętnej logice stwierdził, że zbrojące się Niemcy stanowią śmiertelne zagrożenie dla Polski i wkrótce mogą chcieć „pożreć” nasz kraj. To desperacka próba wbicia klina między sojuszników w ramach Unii Europejskiej i NATO, mająca na celu wywołanie nieufności i podziałów.
Polityk z Dumy z satysfakcją wieszczył, że tym razem Rosja nie kiwnie nawet palcem, by pomóc Polsce, sugerując, że zostaniemy sami w obliczu rzekomej niemieckiej agresji. Wskazywał na waśnie wewnątrz Unii Europejskiej jako dowód na słabość Zachodu i nieuchronny upadek Polski, która – jego zdaniem – nie ma doświadczenia bojowego i jest łatwym łupem. Ta narracja jest absurdalna, ale obliczona na wywołanie prymitywnych instynktów i odgrzewanie starych animozji narodowościowych. Rosja doskonale wie, że jedność Zachodu jest jej największym koszmarem, dlatego chwyta się każdej okazji, by ją podważyć.
Podsumowując ten festiwal nienawiści, trzeba jasno powiedzieć, że słowa Kolesnika, choć przerażające, są dowodem na bezsilność rosyjskiej propagandy w zderzeniu z twardą rzeczywistością. Straszenie „zniknięciem Polski” i niemiecką inwazją to akt desperacji reżimu, który widzi, że Polska staje się militarną potęgą i nie zamierza kłaniać się przed carskim tronem. Choć takie groźby należy traktować poważnie i z rozwagą, nie mogą one paraliżować naszych działań ani wpływać na strategiczne decyzje o wzmacnianiu obronności. Władimir Putin i jego ludzie mogą krzyczeć i tupać nogami, ale to właśnie zdecydowana postawa takich ludzi jak generał Gromadziński jest najlepszą gwarancją, że Polska na mapie pozostanie na zawsze.









