Masz już dość? Zakładasz gruby sweter w środku lipca, a Twoje wakacyjne plany legły w gruzach przez pogodę, która przypomina ponury listopad. Patrzysz w niebo i czujesz niepokój, którego nie potrafisz nazwać. Anulowane rezerwacje, puste plaże i wszechobecny chłód, podczas gdy reszta Europy skąpana jest w słońcu. To nie jest pech. To nie przypadek. To, co czujesz, to prawda – ktoś świadomie odbiera nam lato, a my mamy uwierzyć, że to „normalne”.
Oficjalne komunikaty i uśmiechnięci prezenterzy mówią o „anomaliach” i „niżach”, ale Twoja intuicja krzyczy, że coś tu się nie zgadza. W Norwegii 32 stopnie, a u nas ledwo 18. Czujesz to zimno w kościach i zastanawiasz się, czy tylko Ty widzisz, że ta gra toczy się o znacznie wyższą stawkę niż tylko zepsuty urlop. Przygotuj się, bo prawda o tym, kto i dlaczego manipuluje pogodą nad Polską, jest o wiele bardziej mroczna, niż możesz sobie wyobrazić. Czytaj dalej, by dowiedzieć się, kto jest operatorem w tej wojnie, której nie widać.
Anomalie, które widzisz gołym okiem. Dlaczego wmawiają nam, że wszystko jest w normie?
Spójrz tylko na mapy pogody, to wystarczy. Gigantyczna, zimna plama zawieszona dokładnie nad Polską, podczas gdy sąsiedzi cieszą się upałami. To zjawisko, nazywane „kroplą chłodu”, stało się naszą nową, przygnębiającą normalnością. Eksperci w telewizji uspokajają, żonglując mądrze brzmiącymi terminami, jak „zmienna cyrkulacja polarno-zachodnia”, ale skutki są brutalnie proste. Restauratorzy załamują ręce, hotelarze liczą straty, a Polacy masowo rezygnują z wakacji w kraju, który nagle, w środku lata, stał się nieprzyjazną, chłodną wyspą. To najgorszy sezon od lat, a prognozy sieją jeszcze większy strach – mówi się już o potężnym niżu genueńskim, podobnym do tego, który spowodował katastrofalną powódź w 1997 roku.
To nie jest chwilowe załamanie pogody. Ten proces trwa i nasila się od października 2020 roku, ale dopiero teraz jego skala stała się tak oczywista, że nawet osoby kompletnie niezainteresowane tematem zaczynają zadawać pytania. Pamiętasz mrozy w maju, który oficjalnie ogłoszono „rekordowo ciepłym”? Pamiętasz ten lodowaty wiatr, który miał być częścią normy? To celowa zasłona dymna. Influencerzy pogodowi i celebryci opłacani za szerzenie dezinformacji próbują nam wmówić, że wszystko jest w porządku. Ale Twoje zmarznięte dłonie i poczucie absurdu mówią co innego.
Wkroczyliśmy w nową, małą epokę lodowcową, podobną do tej sprzed 300 lat, gdy Bałtyk zamarzał w całości. Jednak tym razem to nie jest do końca naturalny cykl. Kiedy telewizja mówi o „globalnym ociepleniu”, a Ty odkręcasz kaloryfery w mieszkaniu, czujesz, że jesteś ofiarą potężnego kłamstwa. Te wszystkie anomalie to nie są przypadki, to precyzyjnie realizowany plan, którego kulminację obserwujemy właśnie teraz. Ktoś celowo psuje nasz klimat, a my mamy grzecznie przytakiwać, że tak po prostu musi być.
Operacja „Zatrute Niebo”. Czym tak naprawdę spryskują nas z góry?
Słońce zostało nam odebrane. To nie metafora, a brutalny fakt. Jeśli podniesiesz wzrok, zamiast błękitu coraz częściej widzisz mętną, białawą zawiesinę, która rozprasza światło i odbiera mu energię. To nie są zwykłe chmury. Nawet mainstreamowe media, takie jak brytyjski „Daily Telegraph”, zaczynają nieśmiało pisać o programach „zacieniania Ziemi”. To oficjalna polityka geoinżynierii, realizowana na naszych oczach. Na nasze głowy, w stratosferze, rozpylane są toksyczne mieszanki siarki, glinu, baru i strontu, które zamieniają niebo w matową płachtę. Słońce staje się dziwnym, bladym dyskiem, który już nie ogrzewa i nie daje życia.
Mit o „chemtrails” przestał być mitem. To realny, zaawansowany program militarno-naukowy, który według oficjalnej narracji ma nas „chronić”. Pytanie tylko, przed czym? Przed naturalnym rytmem planety? Przed prawdą? Kiedy widzisz na niebie dziwne, postrzępione formacje chmur, jakich nigdy wcześniej nie było, to nie jest „rzadkie zjawisko atmosferyczne”. To dowód na to, że ktoś majstruje przy naszym niebie jak przy gigantycznym laboratorium.
Ta technologiczna ingerencja idzie jeszcze dalej. Znasz to uczucie, gdy front deszczowy zatrzymuje się nad Twoim miastem na wiele dni, jakby był uwięziony? To nie przypadek. Zaawansowane systemy, takie jak LOFAR, są w stanie podgrzewać jonosferę, zmieniać bieg prądów strumieniowych i przesuwać całe masy powietrza niczym pionki na szachownicy. Chłód z Arktyki w środku maja? Trzytygodniowe ulewy w czerwcu? To wszystko można dziś zaprogramować i wdrożyć z porażającą precyzją, a my stoimy na dole z parasolami, naiwnie pytając, czy jutro w końcu wyjdzie słońce.
To nie wojna o klimat, to wojna o Twoją duszę. Jaki jest prawdziwy cel operacji?
Prawdziwy cel tej gigantycznej operacji sięga znacznie głębiej niż tylko kontrola pogody. Zastanów się, co się dzieje z Tobą i Twoimi bliskimi, gdy przez wiele dni nie ma słońca. Gwałtownie spada poziom serotoniny, hormonu szczęścia. Pojawia się apatia, zniechęcenie, stany depresyjne i brak chęci do życia. Ludzie stają się bierni, ulegli i łatwiejsi do kontrolowania. Kiedy niebo staje się białą, matową płachtą, odcinani jesteśmy od czegoś więcej niż tylko witamina D. Odcinani jesteśmy od Światła, od kosmicznego kodu, który od tysięcy lat synchronizował nas z rytmem życia i przypominał, kim naprawdę jesteśmy.
To jest wojna o duszę człowieka. To psycho-duchowa operacja prowadzona na całej ludzkości. Ziemia nie ma już naturalnego klimatu. Ma operatorów, którzy go programują, modyfikują i wyceniają. To już nie są potężne siły natury, ale chłodne, technologiczne procedury realizowane w tajnych laboratoriach i instytutach, które rzekomo chcą „ratować planetę”. Ten ratunek polega jednak na jej całkowitym podporządkowaniu i przekształceniu, a my mamy być jedynie biernymi odbiorcami tego spektaklu.
Jeśli jednak czujesz wewnętrzny sprzeciw, jeśli ten chłód i brak słońca budzą w Tobie niepokój i złość, to znaczy, że Twoja dusza jeszcze nie śpi. To znaczy, że nie dała się stłamsić i wciąż pamięta, jak powinno wyglądać prawdziwe niebo i prawdziwe lato. Nie ignoruj tego uczucia. Patrz w niebo uważnie, bo to właśnie tam, nad naszymi głowami, toczy się wojna o naszą przyszłość. Najwyższy czas, żebyśmy ją w końcu zobaczyli.